13 kwietnia 2018

Joanna Zawadzka..


Może to mama przyszła pożegnać się z córką... Dziewięciomiesięczna Klaudia budziła się zawsze o tej samej godzinie - parę minut po północy. Zwykle płakała. Ale tamtego dnia płacz dziewczynki nie zbudził rodziny Zawadzkich. Babcia Klaudii wstała jednak z przyzwyczajenia. Klaudia opierała się o brzeg łóżeczka i do kogoś się uśmiechała. Ale w pokoju nikogo nie było... Od tego dnia Klaudia nie budziła się już po północy. A następnego dnia powiedziała pierwszy raz „mama”. Choć jej matka zaginęła miesiąc wcześniej.  
 Wyszła z domu Rodzice zaginionej Joanny Zawadzkiej wierzą, że ich córka przyszła do małej Klaudii pod postacią ducha. Wierzą w Boga. Wierzą, że dobry człowiek po śmierci idzie do nieba. A zły - do piekła. Teraz czasem dopada ich natrętna myśl, wypowiedziana przed laty przez jednego z jasnowidzów: - Wasza córka nie spoczęła w poświęconej ziemi, tuła się teraz pomiędzy światami. Będzie się tak działo do dnia, kiedy jej ciało zostanie odnalezione i złożone na katolickim cmentarzu. Patrzą na dziecko, które żyje, jakby mama była obok. Choć zna prawdę o tym, co wydarzyło się 17 lutego 1997 r. Wie, że mama wyszła z domu i po prostu nie wróciła. Znikła pomiędzy dwoma blokami. We wsi, w której wszyscy znają się z widzenia. Policjanci zajmujący się sprawą zaginięcia Joanny Zawadzkiej ustalili, jak dzień 17 lutego upłynął zaginionej. Znali dokładnie godzinę, o której wyszła do pracy. Wiedzieli też, o której weszła do biura rachunkowego. Co do minuty. O której wróciła do domu, o czym tego dnia rozmawiała z rodzicami, o czym z braćmi. Jakie miała plany, kogo wspominała, z kim się kontaktowała. - Około ósmej wieczorem wyszła do Ani, koleżanki mieszkającej w bloku po drugiej stronie chodnika - mówi Stanisław Zawadzki, ojciec zaginionej dziewczyny. - Tamta miała maszynę do szycia, a Asia chciała uszyć pokrowiec do nosidełka dla małej. Znały się obie bardzo dobrze. Rozmawialiśmy z nią... I nic... Rozmawialiśmy z wszystkimi jej koleżankami. Nam powiedziały, co wiedzą, ale policji tego nie potwierdziły. Około godziny 21. Asia wróciła do domu.
 Powiedziała, że weszła tylko na chwilę, bo musi jeszcze coś załatwić. Wzięła album ze zdjęciami Klaudii. Nie wróciła. Następnego dnia ojciec Asi zadzwonił na policję. Tłumaczył, że jego córce nigdy wcześniej nie zdarzało się nie wrócić na noc. Policjant rozumiał, ale procedury zezwalają na wszczęcie akcji poszukiwawczej dopiero po trzech dobach od zniknięcia. Porwanie? - Kiedy pytaliśmy, czy coś wiadomo o naszej córce, któryś z policjantów z Lipna powiedział, że powinniśmy sami jej poszukać w agencjach towarzyskich - denerwuje się Stanisław Zawadzki. - Później przeprosił za to. Zrozumiałem, że nie wszystkim policjantom zależy na odnalezieniu Asi. 
W dniu zniknięcia Asi pomiędzy blokami w Kikole stał zaparkowany samochód z dwoma mężczyznami w środku. Nikt nie zapamiętał ich twarzy. Nikt nie zapisał numerów rejestracyjnych. Najprawdopodobniej to oni porwali Asię. 
Na podstawie zeznań świadków Prokuratura Rejonowa w Lipnie wszczęła dochodzenie w sprawie porwania. W trakcie poszukiwań pies tropiący doprowadził do pobliskiej żwirowni. I choć policjanci kopali w miejscu wskazanym przez psa, niczego nie znaleźli. Pojechali tam z łopatami rodzice Asi. Wykopali o wiele większy dół. Córki nie znaleźli. Ślad się urwał. Joanna Zawadzka nie podała w Urzędzie Stanu Cywilnego danych personalnych ojca Klaudii. Nie powiedziała też swoim rodzicom, kto jest ojcem dziecka. Rodzice szanowali jej decyzję. Rozumieli, dlaczego nie usunęła ciąży. Nie wypytywali ją o nic. Kiedy urodziła się Klaudia, zapomnieli o wcześniejszych rozterkach. - Radość z dziecka była w domu wielka - uśmiecha się Krystyna Zawadzka, matka Asi. - Dla nas to pierwszy wnuk. Bracia Asi traktowali małą jak siostrę. Pamiętam jeszcze, co znaczy takie szczęście, kiedy wszyscy jesteśmy ze sobą... Może nie było nam łatwo, ale nie narzekaliśmy na los. Widzą i plotkują Po zaginięciu Joanny ustalenie tożsamości ojca Klaudii stało się istotne. Nie można było wykluczyć, że być może to on ma związek ze zniknięciem. Policjanci przepytali więc koleżanki Asi. 
Oficjalnie nikt nie chciał potwierdzić, że zaginiona spotykała się z funkcjonariuszem Krzysztofem N. - W małej miejscowości plotki roznoszą się błyskawicznie - mówi Marta, koleżanka zaginionej. - Zwłaszcza, gdy ktoś zachodzi w ciążę. Ludzie widzą, kto się z kim spotyka, z kim rozmawia. A jeśli dziewczyna wpada z sąsiadem, to tym bardziej nie da się tego ukryć. Poza tym wielu widziało, jak dawał jej pieniądze. I to nie był dług. Podobno obiecał jej, że jeśli urodzi, ale nie powie, kto jest ojcem, będzie regularnie dawał jej pieniądze. Krzysztof N. jest postacią doskonale znaną mieszkańcom Kikoła. Wielu oskarża go o jeżdżenie z nadmierną prędkością, strzelanie z broni na terenie wsi. Funkcjonariusz nigdy jednak nie został oskarżony w żadnej z tych spraw. Jego przełożeni dobrze oceniają jego pracę. Bracia Asi mijają go bez skinienia głowy. Jak powietrze. Nie mają wątpliwości, że to on jest ojcem Klaudii. I że ma coś wspólnego z zaginięciem ich siostry. - Nigdy nie ukrywaliśmy, co o nim myślimy - stwierdza Piotr Zawadzki. - Musiało to do niego dotrzeć. Gdyby miał czyste sumienie, przyszedłby do naszego domu i powiedział prosto w oczy, że się mylimy. Ale tego nie zrobił. Nie ma dowodów Policja również ustaliła, że wśród znajomych zaginionej krążyła pogłoska, że ojcem Klaudii jest funkcjonariusz N. Prokuratura podjęła decyzję o skierowaniu go na badania kodu DNA. Zdaniem ekspertów z Akademii Medycznej w Bydgoszczy, nie jest on ojcem Klaudii Zawadzkiej. Stanisław i Krystyna Zawadzcy nie wierzą jednak w wiarygodność tych badań. Sugerują, że krew mogła zostać podmieniona, ponieważ w gabinecie zabiegowym znajdował się również kolega policjanta. Zdaniem prokuratura, Marka Olendra, byłego prokuratora rejonowego w Lipnie, zarzuty rodziny Zawadzkich nie przekładają się w żaden sposób na dowody w sprawie. - Sprawdzaliśmy wszelkie możliwe ślady i wątki - wyjaśnia prokurator Marek Olender. - Na wszelki wypadek również to, co policjant oskarżany przez rodzinę zaginionej robił tamtego feralnego dnia. Niestety, wszystkie nasze czynności nie doprowadziły do rozwikłania tej zagadki. Zaś Krzysztof N. z tą sprawą nie mógł mieć nic wspólnego. Wykluczyliśmy to z całą stanowczością. Funkcjonariusz Krzysztof N. nie chciał rozmawiać z nami na temat zaginięcia Joanny Zawadzkiej. Stwierdził jedynie, że dla niego ta sprawa jest zamknięta. - Zaczęliśmy szukać pomocy u jasnowidzów - mówi Stanisław Zawadzki. - Większość twierdziła, że Asia nie żyje. Kilku zapewniało, że w jej śmierć zamieszany jest człowiek w mundurze. Krzysztof Jackowski z Człuchowa podał nawet miejsce, gdzie Asia spoczywa, nie wskazał jednak go dokładnie. Coraz rzadziej wierzymy, że Asia wróci do domu... Boją się i milczą W maju 2005 r. policjanci z Lipna otrzymali informację, że ciało Joanny Zawadzkiej zostało ukryte w piwnicy bloku, gdzie mieszkała. Przeszukania dokonywano dwukrotnie. Za pierwszym razem piętnastu policjantów wraz z wynajętą ekipą budowlaną przeryło posadzkę. W pewnym momencie ktoś krzyknął „jest”. Nie było. Trzeba było posadzkę wylać na nowo. Po 2 dniach ekipa wróciła. I tym razem nie znaleziono niczego. Rodzice zaginionej nie kryli zdenerwowania. Nie rozumieją, dlaczego posądzono ich o ukrycie zwłok córki. - Badamy wszystkie możliwe wątki, nawet te, które są niewdzięczne - mówi Anna Kozłowska, rzecznik prasowy lipnowskiej policji. - Takie działania zaszczytu nam nie przynoszą. Ale w pracy policji nie chodzi o zaszczyt, lecz o skuteczność. Poszukiwania formalnie trwać będą przez 10 lat od zaginięcia. Sąsiedzi rodziny Zawadzkich o zaginionej mówią tylko dobrze. Miła, spokojna, sympatyczna, uczynna. Na temat okoliczności zaginięcia każdy ma swoją teorię. Jedni zapewniają, że widzieli, jak Asia nocami przyjeżdża do rodzinnego domu i przywozi pieniądze. - W Kikole są ludzie, którzy o tej sprawie wiedzą więcej niż mówią - stwierdza jedna z koleżanek zaginionej. - Skoro można było porwać Asię, to znaczy, że może to spotkać każdego. Ludzie boją się mówić. Tu gra idzie o życie, a nie o podbite oko. Rodzina Zawadzkich wiele razy odbierała anonimowe telefony z pogróżkami. Stanisław Zawadzki przez domofon usłyszał, że „i tak zginie razem z tym bachorem”. Głosu nie rozpoznał. Nieoficjalnie śledczy przyznają, że w zaginięcie Joanny Zawadzkiej musi być zamieszany ktoś z kręgu jej znajomych. W trakcie przesłuchań nie udało się jednak znaleźć żadnej poszlaki rzucającej cień podejrzenia na kogokolwiek. Oczko w głowie - Znam wiele spraw zaginięć, ale ta jest bez wątpienia jedną z najbardziej tajemniczych - dodaje prokurator Marek Olender. - Wierzę jednak, że uda się ją rozwikłać. Kiedy babcia z dziadkiem rozmawiają o mamie, Klaudia zazwyczaj wychodzi z domu. Wie o wszystkim, ale nie chce słuchać. - Zapamiętam Asię, jak szła chodnikiem pod górkę, a ja podbiegłem do niej i poprosiłem o parę złotych na małe petardy - uśmiecha się Paweł, młodszy brat zaginionej. - Dobrze było mieć siostrę. Teraz mam Klaudię. To moje oczko w głowie. Kocham ją bardzo mocno. Nie czuję się jej wujkiem. Klaudia mówi, że tęskni za mamą. O tatę nie pyta. PS Niektóre personalia zostały zmienione. 

7 komentarzy:

  1. Oby sprawca lub sprawcy w końcu ponieśli karę i sprawa się wyjaśniła trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjaśni się a on już ponosi karę, sumienie długo nie wytrzyma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sumienie może wytrzymać. Są ludzie dla których zabijanie jest rutyną, czymś tak naturalnym jak oddychanie. Sumienie mogło ich gryźć po pierwszym morderstwie. Potem zazwyczaj jest już łatwiej. I sprawa nie musi się wcale wyjaśnić. Mnóstwo jest zalegających kryminalnych zagadek, które mogły wydarzyć się nawet w latach 20 a do tej pory nie znalazły rozwiązania.

      Usuń
    2. Sprawa całkiem możliwe, że nigdy się nie wyjaśni. Pełno jest kryminalnych zagadek, które wydarzyły się chociażby w latach 20 i do tej pory nie znalazły swojego rozwiązania i najpewniej już nigdy nie znajdą.
      A co do sumienia zależy. Różnie to bywa. Dla niektórych osób morderstwo jest czymś naturalnym, zupełnie jak oddychanie. Często bywa tak, że sumienie dręczy przy pierwszym, drugim, może nawet trzecim. Człowiek jest w stanie zaakceptować wiele rzeczy.

      Usuń
  3. Hi there, I found your blog by the use of Google while searching for
    a comparable matter, your website got here up, it appears good.
    I've bookmarked it in my google bookmarks.
    Hi there, just turned into aware of your weblog thru
    Google, and found that it's truly informative. I'm gonna be
    careful for brussels. I'll be grateful if you proceed this in future.
    A lot of people will be benefited out of your writing.
    Cheers!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Maju, a co z Andzeliką Rutkowską? ;c

    OdpowiedzUsuń
  5. Amazing! Its genuinely amazing paragraph, I have got much clear idea about from
    this post.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane....