27 września 2018

Ktoś prosi o pomoc...

Publikuję dzisiaj wizję mojego znajomego Jasnowidza Damiana z którym wspólnie pracujemy od czasu do czasu a raczej wtedy kiedy zachodzi konieczność porównania jakiegoś zaginięcia.
Nie zawsze też zaginieni dają nam znaki tak od razu po pytaniu przez rodzinę. Trzeba  niekiedy poczekać czasem dość długo aż im się znudzi być upartym lub uwierzą że nie żyją.  Wtedy sami przychodzą i proszą o wskazanie.


*******************

Damian pisze:

Hej. Topielca żadnego nie szukasz?
Ktoś jest w wybetonowanym zbiorniku - coś takiego jak zbiornik przeciwpożarowy albo mały retencyjny, ale raczej ppoż.
Facet 20-30 lat, tęższy, wysoki.
Prosi, żeby go wyciągnąć zanim przyjdzie zima i lód przykryje zbiornik.
W razie czego to ten zbiornik nie jest nowy - to nie taka konstrukcja z łagodnymi brzegami jak są robione teraz.
Jebitny lity beton - lat 70/80 i 90. Były takie robione przy zakładach a w czasach przed wodociągami na wsi były w nich punkty czerpania wody.
Chłopak chce wyjść ale nie może "do góry". Próbowałem mu pomóc i podnieść go, ale stwierdził że za późno bo zbiornik już zamknięty i "przykryty". Znalazłem małe okienko w ściance zbiornika i otworzyłem - woda ze zbiornika, pomimo tego że był w ziemi wylała się. Wyszedłem z tego zbiornika ale jak się rozejrzałem to chłopaka już nie było.
Nie było go bo poszedł szukać telefonu - zgubił mu się. Nie widziałem chłopaka, ale chodziłem dookoła tego zbiornika i szukałem w trawie jego komórki.
To może być przy jakiejść kotłowni, ciepłowni bo mignęły mi przez chwilę takie rury w otulinach prowadzone po powierzchni - jak rury z ciepłą wodą.
Aha - coś jeszcze mówił o ojcu. Ten telefon był ojca albo ojciec mu kupił, dlatego tak mu zależało na jego odnalezieniu.
Kwestia taka ze mógł tego pierwszego telefonu szukać i przy okazji się gdzieś władował.

*****************************

Z tym telefonem nie musi być dosłownie, może ktoś chciał zadzwonić do ojca...ale to tylko moje zdanie..

Być może ktoś sobie  skojarzy kogoś, skojarzy fakty. 
Ktoś czeka.


13 kwietnia 2018

Joanna Zawadzka..


Może to mama przyszła pożegnać się z córką... Dziewięciomiesięczna Klaudia budziła się zawsze o tej samej godzinie - parę minut po północy. Zwykle płakała. Ale tamtego dnia płacz dziewczynki nie zbudził rodziny Zawadzkich. Babcia Klaudii wstała jednak z przyzwyczajenia. Klaudia opierała się o brzeg łóżeczka i do kogoś się uśmiechała. Ale w pokoju nikogo nie było... Od tego dnia Klaudia nie budziła się już po północy. A następnego dnia powiedziała pierwszy raz „mama”. Choć jej matka zaginęła miesiąc wcześniej.  
 Wyszła z domu Rodzice zaginionej Joanny Zawadzkiej wierzą, że ich córka przyszła do małej Klaudii pod postacią ducha. Wierzą w Boga. Wierzą, że dobry człowiek po śmierci idzie do nieba. A zły - do piekła. Teraz czasem dopada ich natrętna myśl, wypowiedziana przed laty przez jednego z jasnowidzów: - Wasza córka nie spoczęła w poświęconej ziemi, tuła się teraz pomiędzy światami. Będzie się tak działo do dnia, kiedy jej ciało zostanie odnalezione i złożone na katolickim cmentarzu. Patrzą na dziecko, które żyje, jakby mama była obok. Choć zna prawdę o tym, co wydarzyło się 17 lutego 1997 r. Wie, że mama wyszła z domu i po prostu nie wróciła. Znikła pomiędzy dwoma blokami. We wsi, w której wszyscy znają się z widzenia. Policjanci zajmujący się sprawą zaginięcia Joanny Zawadzkiej ustalili, jak dzień 17 lutego upłynął zaginionej. Znali dokładnie godzinę, o której wyszła do pracy. Wiedzieli też, o której weszła do biura rachunkowego. Co do minuty. O której wróciła do domu, o czym tego dnia rozmawiała z rodzicami, o czym z braćmi. Jakie miała plany, kogo wspominała, z kim się kontaktowała. - Około ósmej wieczorem wyszła do Ani, koleżanki mieszkającej w bloku po drugiej stronie chodnika - mówi Stanisław Zawadzki, ojciec zaginionej dziewczyny. - Tamta miała maszynę do szycia, a Asia chciała uszyć pokrowiec do nosidełka dla małej. Znały się obie bardzo dobrze. Rozmawialiśmy z nią... I nic... Rozmawialiśmy z wszystkimi jej koleżankami. Nam powiedziały, co wiedzą, ale policji tego nie potwierdziły. Około godziny 21. Asia wróciła do domu.
 Powiedziała, że weszła tylko na chwilę, bo musi jeszcze coś załatwić. Wzięła album ze zdjęciami Klaudii. Nie wróciła. Następnego dnia ojciec Asi zadzwonił na policję. Tłumaczył, że jego córce nigdy wcześniej nie zdarzało się nie wrócić na noc. Policjant rozumiał, ale procedury zezwalają na wszczęcie akcji poszukiwawczej dopiero po trzech dobach od zniknięcia. Porwanie? - Kiedy pytaliśmy, czy coś wiadomo o naszej córce, któryś z policjantów z Lipna powiedział, że powinniśmy sami jej poszukać w agencjach towarzyskich - denerwuje się Stanisław Zawadzki. - Później przeprosił za to. Zrozumiałem, że nie wszystkim policjantom zależy na odnalezieniu Asi. 
W dniu zniknięcia Asi pomiędzy blokami w Kikole stał zaparkowany samochód z dwoma mężczyznami w środku. Nikt nie zapamiętał ich twarzy. Nikt nie zapisał numerów rejestracyjnych. Najprawdopodobniej to oni porwali Asię. 
Na podstawie zeznań świadków Prokuratura Rejonowa w Lipnie wszczęła dochodzenie w sprawie porwania. W trakcie poszukiwań pies tropiący doprowadził do pobliskiej żwirowni. I choć policjanci kopali w miejscu wskazanym przez psa, niczego nie znaleźli. Pojechali tam z łopatami rodzice Asi. Wykopali o wiele większy dół. Córki nie znaleźli. Ślad się urwał. Joanna Zawadzka nie podała w Urzędzie Stanu Cywilnego danych personalnych ojca Klaudii. Nie powiedziała też swoim rodzicom, kto jest ojcem dziecka. Rodzice szanowali jej decyzję. Rozumieli, dlaczego nie usunęła ciąży. Nie wypytywali ją o nic. Kiedy urodziła się Klaudia, zapomnieli o wcześniejszych rozterkach. - Radość z dziecka była w domu wielka - uśmiecha się Krystyna Zawadzka, matka Asi. - Dla nas to pierwszy wnuk. Bracia Asi traktowali małą jak siostrę. Pamiętam jeszcze, co znaczy takie szczęście, kiedy wszyscy jesteśmy ze sobą... Może nie było nam łatwo, ale nie narzekaliśmy na los. Widzą i plotkują Po zaginięciu Joanny ustalenie tożsamości ojca Klaudii stało się istotne. Nie można było wykluczyć, że być może to on ma związek ze zniknięciem. Policjanci przepytali więc koleżanki Asi. 
Oficjalnie nikt nie chciał potwierdzić, że zaginiona spotykała się z funkcjonariuszem Krzysztofem N. - W małej miejscowości plotki roznoszą się błyskawicznie - mówi Marta, koleżanka zaginionej. - Zwłaszcza, gdy ktoś zachodzi w ciążę. Ludzie widzą, kto się z kim spotyka, z kim rozmawia. A jeśli dziewczyna wpada z sąsiadem, to tym bardziej nie da się tego ukryć. Poza tym wielu widziało, jak dawał jej pieniądze. I to nie był dług. Podobno obiecał jej, że jeśli urodzi, ale nie powie, kto jest ojcem, będzie regularnie dawał jej pieniądze. Krzysztof N. jest postacią doskonale znaną mieszkańcom Kikoła. Wielu oskarża go o jeżdżenie z nadmierną prędkością, strzelanie z broni na terenie wsi. Funkcjonariusz nigdy jednak nie został oskarżony w żadnej z tych spraw. Jego przełożeni dobrze oceniają jego pracę. Bracia Asi mijają go bez skinienia głowy. Jak powietrze. Nie mają wątpliwości, że to on jest ojcem Klaudii. I że ma coś wspólnego z zaginięciem ich siostry. - Nigdy nie ukrywaliśmy, co o nim myślimy - stwierdza Piotr Zawadzki. - Musiało to do niego dotrzeć. Gdyby miał czyste sumienie, przyszedłby do naszego domu i powiedział prosto w oczy, że się mylimy. Ale tego nie zrobił. Nie ma dowodów Policja również ustaliła, że wśród znajomych zaginionej krążyła pogłoska, że ojcem Klaudii jest funkcjonariusz N. Prokuratura podjęła decyzję o skierowaniu go na badania kodu DNA. Zdaniem ekspertów z Akademii Medycznej w Bydgoszczy, nie jest on ojcem Klaudii Zawadzkiej. Stanisław i Krystyna Zawadzcy nie wierzą jednak w wiarygodność tych badań. Sugerują, że krew mogła zostać podmieniona, ponieważ w gabinecie zabiegowym znajdował się również kolega policjanta. Zdaniem prokuratura, Marka Olendra, byłego prokuratora rejonowego w Lipnie, zarzuty rodziny Zawadzkich nie przekładają się w żaden sposób na dowody w sprawie. - Sprawdzaliśmy wszelkie możliwe ślady i wątki - wyjaśnia prokurator Marek Olender. - Na wszelki wypadek również to, co policjant oskarżany przez rodzinę zaginionej robił tamtego feralnego dnia. Niestety, wszystkie nasze czynności nie doprowadziły do rozwikłania tej zagadki. Zaś Krzysztof N. z tą sprawą nie mógł mieć nic wspólnego. Wykluczyliśmy to z całą stanowczością. Funkcjonariusz Krzysztof N. nie chciał rozmawiać z nami na temat zaginięcia Joanny Zawadzkiej. Stwierdził jedynie, że dla niego ta sprawa jest zamknięta. - Zaczęliśmy szukać pomocy u jasnowidzów - mówi Stanisław Zawadzki. - Większość twierdziła, że Asia nie żyje. Kilku zapewniało, że w jej śmierć zamieszany jest człowiek w mundurze. Krzysztof Jackowski z Człuchowa podał nawet miejsce, gdzie Asia spoczywa, nie wskazał jednak go dokładnie. Coraz rzadziej wierzymy, że Asia wróci do domu... Boją się i milczą W maju 2005 r. policjanci z Lipna otrzymali informację, że ciało Joanny Zawadzkiej zostało ukryte w piwnicy bloku, gdzie mieszkała. Przeszukania dokonywano dwukrotnie. Za pierwszym razem piętnastu policjantów wraz z wynajętą ekipą budowlaną przeryło posadzkę. W pewnym momencie ktoś krzyknął „jest”. Nie było. Trzeba było posadzkę wylać na nowo. Po 2 dniach ekipa wróciła. I tym razem nie znaleziono niczego. Rodzice zaginionej nie kryli zdenerwowania. Nie rozumieją, dlaczego posądzono ich o ukrycie zwłok córki. - Badamy wszystkie możliwe wątki, nawet te, które są niewdzięczne - mówi Anna Kozłowska, rzecznik prasowy lipnowskiej policji. - Takie działania zaszczytu nam nie przynoszą. Ale w pracy policji nie chodzi o zaszczyt, lecz o skuteczność. Poszukiwania formalnie trwać będą przez 10 lat od zaginięcia. Sąsiedzi rodziny Zawadzkich o zaginionej mówią tylko dobrze. Miła, spokojna, sympatyczna, uczynna. Na temat okoliczności zaginięcia każdy ma swoją teorię. Jedni zapewniają, że widzieli, jak Asia nocami przyjeżdża do rodzinnego domu i przywozi pieniądze. - W Kikole są ludzie, którzy o tej sprawie wiedzą więcej niż mówią - stwierdza jedna z koleżanek zaginionej. - Skoro można było porwać Asię, to znaczy, że może to spotkać każdego. Ludzie boją się mówić. Tu gra idzie o życie, a nie o podbite oko. Rodzina Zawadzkich wiele razy odbierała anonimowe telefony z pogróżkami. Stanisław Zawadzki przez domofon usłyszał, że „i tak zginie razem z tym bachorem”. Głosu nie rozpoznał. Nieoficjalnie śledczy przyznają, że w zaginięcie Joanny Zawadzkiej musi być zamieszany ktoś z kręgu jej znajomych. W trakcie przesłuchań nie udało się jednak znaleźć żadnej poszlaki rzucającej cień podejrzenia na kogokolwiek. Oczko w głowie - Znam wiele spraw zaginięć, ale ta jest bez wątpienia jedną z najbardziej tajemniczych - dodaje prokurator Marek Olender. - Wierzę jednak, że uda się ją rozwikłać. Kiedy babcia z dziadkiem rozmawiają o mamie, Klaudia zazwyczaj wychodzi z domu. Wie o wszystkim, ale nie chce słuchać. - Zapamiętam Asię, jak szła chodnikiem pod górkę, a ja podbiegłem do niej i poprosiłem o parę złotych na małe petardy - uśmiecha się Paweł, młodszy brat zaginionej. - Dobrze było mieć siostrę. Teraz mam Klaudię. To moje oczko w głowie. Kocham ją bardzo mocno. Nie czuję się jej wujkiem. Klaudia mówi, że tęskni za mamą. O tatę nie pyta. PS Niektóre personalia zostały zmienione. 

Michał Stefański..


 



Wyłowione pod koniec czerwca z jeziora Kalwa ludzkie szczątki należą do zaginionego pięć lat temu studenta WSPol Michała Stefańskiego. Tak wynika z badań przeprowadzonych w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym KGP w Warszawie.

Wyłowione szczątki to zaginiony student
Badania potwierdziły, że wyłowione z jeziora Kalwa ludzkie szczątki należą do zaginionego pięć lat temu Michała Stefańskiego, ale to jeszcze nie koniec sprawy
Przypomnijmy. Pod koniec czerwca w okolicy Rudzisk Pasymskich z jeziora Kalwa wyłowiono ludzkie szczątki. Były one w zaawansowanym stopniu rozkładu i ich stan wskazywał na to, że mogły leżeć w wodzie nawet parę lat. Przez kilka miesięcy nie było pewności co do tego, czyje są to zwłoki. Wiele jednak wskazywało, że jest to ciało zaginionego pięć lat temu studenta WSPol Michała Stefańskiego. Ślad po nim urwał się w nocy z 15 na 16 września 2012 r. w Siedliskach koło Pasymia. Pochodzący z Braniewa 21-latek pracował tam sezonowo na jednej z posesji, pomagając jej właścicielom w utrzymywaniu porządku. Po raz ostatni był widziany po zakończeniu imprezy przy grillu.

Po wyłowieniu szczątków z Kalwy wyodrębniono z nich materiał DNA, który przekazano do badań ekspertom z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji w Warszawie. Według nich, zwłoki to zaginiony student. Identyfikacja ciała nie kończy jednak sprawy. Śledztwo wyjaśniające okoliczności i przyczyny śmierci Michała Stefańskiego prowadzi Prokuratura Rejonowa w Szczytnie.

3 kwietnia 2018

Nie ten staw..nie ta droga..Rafał Stankiewicz..







  https://www.facebook.com/zaginioneosoby/?hc_ref=ART0jF-XzS3jmq8HtL_umjYnoA31CmR2e-uNOCSSaFMSzLr7C_n7VVumds9MdAdxqu8&fref=nf

Klik na zdjęcie. 

Niestety mam bardzo smutną wiadomość. Parę dni temu ciało Rafała zostało znalezione w Warszawie w dużej odległości od miejsca zaginięcia .
Przed chwilą dostaliśmy informacje od mamy Rafała, która potwierdziła podczas okazania, że to Rafał.
W imieniu mamy proszę o uszanowanie jej prywatności. Sprawa prowadzi dalej policja.
Ze względu na dobro śledztwa mam Rafała prosi o przekazanie Wam tylko tych informacji.



17 marca 2018

Marcin Miodek




9 marca 2018
odnaleziono Marcina
Niestety nie żyje.





Nie była to sprawa medialna taka jak inne zaginięcia ale najważniejsze jest to że Marcin się odnalazł i Rodzina oraz najbliżsi mogą zapalić świeczkę na miejscu wiecznego spoczynku Marcina.

W imieniu swoim składam Rodzinie KONDOLENCJE...


Post opublikowany w porozumieniu z Rodziną Marcina.


28 lutego 2018

Wizja Koleżanki

Na swoim blogu postanowiłam umieścić następną wizję Koleżanki Jasnowidz z naszej grupy.
To też bardzo ciekawa sprawa.
Ktoś nas nachodzi w snach i myślach a my nie wiemy komu mamy pomóc. Czasem ktoś się zgłosi i okazuje się że już wcześniej nam pokazał miejsce lub zdarzenie. My zaś musimy wtedy dopracować analizę.


A więc tak.
Gość nieźle się bawił, bo był dość mocno pijany, i owszem jak   miał plan iść do domu, bo był już w niezłym amoku
 Wyszedł z lokalu, szedł uliczką o ile mogę to tak nazwać, gość chyba już ledwo komunikował, bo idzie szlaczkiem. W każdym razie w jednym budynku / tyle widzę /co mijał świeciło się światło , raczej go nie widzieli jak szedł. Potem doszedł do takiego jakby rozwidlenia/ inna droga przecinała się z tą którą szedł jakby się zastanawiał gdzie iść wahał. Pewnie przez alkohol.

Potem widzę tylko przejeżdżające auto nie mam pojęcia w którą stronę poszedł.


Ostatni obraz to woda.
Koło tej wody są jakieś fragmenty, kamień to to nie jest.
Może jakiś most , filar, coś  w tym guście widzę fragment  ponadto jest to miejsce gdzie wody jest więcej niż gdzie indziej
Możliwe ze skądś dopływa, bo cały czas słuchać jej szum.
Nie pokazuje mi brzegu ani momentu śmierci. Ale na pewno był mocno pijany.
Nie mogę wykluczyć że to było coś takiego takie jakieś płyty. Ani jasno powiedzieć ze fragment mostu bo widzę zbyt mały skrawek ale na pewno będzie w tym miejscu nurt większy.
Możliwe że jest mocny nurt i ciało zostało pociągnięte wraz z nim.

Wizja Damiana

Postanowiłam umieścić tutaj wizję mojego kolegi - Jasnowidza  Damiana.

Nie wie kto ale chce jego pomocy -  może sie komuś przydać i być może ktoś skojarzy jakieś fakty.




Dwie noce i dwa razy do mnie przyszedł.
Wczoraj przyszedł wymęczony i zziębnięty. Pytał czy go kawą nie poczęstuję bo strasznie mu zimno i nie spał dwie noce.

Zapytałem czy wie co się z nim stało - nie powiedział wprost ale się domyśla i się martwi.
Na tyle co miałem do czynienia z osobami rannymi, po wypadkach itp. - kwalifikuje się jako szok pourazowy.
Splątany, wyziębiony i nie do końca logiczny.
Nie wiedział co się z nim stało - mówił tylko że nie może spać i okropnie mu zimno.
Dzisiaj trochę narozrabialiśmy - chyba byłem nim, bo wątek ciekawie szedł. Nawalony jak stodoła wszedłem do jakiegoś lokalu - niewiele osób ale był wśród nich mój znajomy. Podszedłem do niego w dobrej wierze, ale odpysknął mi coś co mnie zabolało i skląłem go strasznie. Później taki flash na parkingu, zielone auto i jakieś pieniądze, które ktoś mi chciał wciskać. Kwota śmieszna bo kilkaset złotych i ktoś chce mi je oddać - tak jakby ten kolega z którym rozmawiałem wcześniej. Tak czy tak pieniądze lecą w jego twarz a ja startuję do bicia. Później jakaś dziewczyna mnie uspokaja, siedzimy sobie ale ja czuję, że już muszę iść i idę.

Aha, kolega z którym się ciągałem to faktycznie mój stary kumpel, którego nie widziałem już uuuu.
Ma na imię Karol - może tutaj o imię chodzi.

Ok mam zielone auto- ktoś chłopaka mijał. Ulica.. a z lewej strony rzeka i na lewym poboczu nasz człowiek. Mijał go najprawdopodobniej taksówkarz. Auto to zielone Volvo, kierowca około 40-50 lat, grubasek.


23 lutego 2018

Karol Pokrzywnicki

KAROL NIE ŻYJE
SZKODA ŻE W TAK MŁODYM WIEKU OPUŚCIŁEŚ RODZINĘ
ALE WIDAĆ TAK MIAŁO BYĆ

SPOCZYWAJ W SPOKOJU...






ZAGINĄŁ KAROL POKRZYWNICKI mieszkaniec gminy Nidzica. KAROL NIŻEJ WIADOMOŚĆ DO CIEBIE ODE MNIE.

KAROL WRÓĆ NIE KONIECZNIE DO DOMU, MOZESZ WRÓCIĆ DO MNIE TYLE RAZY CI MÓWIŁEM ŻE JAK COŚ CI SIĘ STANIE ZAWSZE STANĘ ZA TOBĄ MUREM!!! PRZY MNIE WŁOS Z GŁOWY CI NIE SPADNIE! JESTEŚ DOROSŁY MOŻESZ DECYDOWAĆ O SWOIM ŻYCIU TYLKO PROSZĘ DAJ JAKIŚ ZNAK!!

JAK TO CZYTASZ CZY KTOŚ CI POWIEDZIAŁ DAJ CHOCIAŻ JAKIŚ SYGNAŁ, ŻE ŻYJESZ GŁUPIE JEDNO SŁOWO!!! PROSZĘ CIĘ TWÓJ BRATDawid Pokrzywnicki.

02.02.2018 W NIDZICY Zaginął mój brat Karol Pokrzywnicki około 180 cm wzrostu lat 19 ostatni raz widziany 02.02.2018 o godzinie 10.05 przez naszą Matkę gdy WYCHODZIŁ ZE SKLEPU SPOŻYWCZEGO LIVIO PRZY ULICY WARSZAWSKIEJ NAPRZECIW SKLEPU WARZYWNEGO ,,GROSZEK,, ( WIDOCZNY NA NAGRANIU Z KAMER SKLEPOWYCH. WIDAĆ CO KUPOWAŁ) .PRAWDOPODOBNIE BYŁ WIDZIANY O GODZINIE 11.00 02.02.2018 PRZY SZPITALNYM SKLEPIKU. Od godziny 12.00 02.02.2018 nie ma z nim kontaktu gdyż jego telefon jest wyłączony i odzywa się poczta. Miał ze sobą tylko dowód osobisty bez portfela oraz telefon.
UBRANY BYŁ W CZARNĄ KURTKĘ Z ZIELONYMI WSTAWKAMI. DRESY MORO RUDO-SIWE I GRANATOWE BUTY NIKE.

Jeżeli ktokolwiek go widział lub cokolwiek widział i wie coś na ten temat proszę dzwonić lub pisać bezpośrednio do mnie podaje numery telefonów. PROSZĘ UDOSTĘPNIJ DALEJ

782382581 lub 508598789




3 lutego 2018

Szary dom i ktoś...


Dzisiaj ktoś usilnie chciał mi pokazać gdzie go szukać.
Nie wiem kto to jest ale wiem że to będzie koniec poszukiwań.
Ta osoba się znajdzie przez przypadek.

Ktoś stoi za mną i pokazuje mi dom koloru szarego, ładny dom coś w rodzaju kamienicy, nie widzę aby było piętro, jest ogrodzony ale jest też otwarta bramka.

Z tyłu za domem są składowane jakieś drewniane skrzynki i drewno..deski??/..jest to drzewo poukładane w taki stos przykryte folią.
Ta osoba mi pokazuje to miejsce, mówi że zasnęła  ale jest jej zimno i czeka że ktoś odkryje tę folię i wreszcie ją znajdą.

Dom może mieć z przodu 2 filary...
Dom stoi na skrzyżowaniu małych ulic przy małej spokojnej uliczce, jakby już na jej końcu i był tam jedynym domem.

***************

Może osoby poszukujące zaginionych w terenie coś takiego widziały..

23 stycznia 2018

Ktoś o coś prosi lub daje znaki...



Dzisiaj nad ranem przyszły do mnie dwie osoby.



Starsza Pani która była ubrana na biało i koło niej dziewczynka.
Kobietka niskiego wzrostu, starsza pani i dziewczynka też ładnie ubrana, prowadziła babcię  do kościoła. Z tyłu jakby koło  bloku mieszkalnego 4 piętrowego na końcu chodnika czekały na kogoś... w tle była widoczna reszta rodziny, ubrana na czarno.
Kogoś rodzina odprowadzi na cmentarz.
Skojarzyło mi się z imieniem Halina.



***************





Drugi sen a raczej wizja, młody chłopak  ubrany na biało czekał przed drugą  klatką pod blokiem mieszkalnym na matkę. Miał się żenić lub być świadkiem  na ślubie lub  chrzcie...
Czekał jeszcze na kogoś ale nie bardzo chciał iść do tego kościoła.
Zapytałam: czekasz na Kubę?...Jakuba..?
Czy na ciocie Wiesie...
Powiedziałam mu : ale jesteś pięknie ubrany, cieszysz się że idziesz do tego kościoła?
Nic nie odpowiedział...odszedł tak cicho jakby rozpłynął się we mgle...

****************


21 stycznia 2018

Robert Wójtowicz

"Po tym zabójstwie przestałem wierzyć w Boga". Czy to księża zabili Roberta Wójtowicza?




Artykuł - kliknij

Zabiliśmy go, owinęliśmy w dywan i wywieźliśmy". Morderstwo studenta z Krakowa od 23 lat czeka na wyjaśnienie. Tropy prowadzą do duchownych.
23 lata temu, 20 stycznia, student Uniwersytetu Jagiellońskiego Robert Wójtowicz wyszedł z domu i już nigdy nie wrócił. Zdaniem śledczych został zamordowany. Sprawca pozostaje na wolności. Przeanalizowaliśmy prawie 800 stron akt sprawy, w tym wyniki badań na wykrywaczu kłamstw. Rozmawialiśmy ze świadkami wydarzeń. Tropy prowadzą do trójki duchownych. Ich imiona zostały tutaj zmienione.

13 stycznia 2018

Piotr Kijanka

PIOTR NIE ŻYJE
SPOCZYWAJ W SPOKOJU



Piotr Kijanka




Chłopaku, wszyscy Cię szukają a Ty milczysz i nie wiesz gdzie jesteś.

Wiem że chciałeś ochłonąć po ostatnich wydarzeniach bo za dużo ich było i stąd ten spacer?

Nie napiszę tutaj nic więcej...zostawię tylko link do informacji o Twoich poszukiwaniach.

**************************************************

Żona i matka Piotra Kijanki potwierdziły, że ciało znalezione w poniedziałek w Wiśle to zaginiony 34-latek. Przy zwłokach znaleziono dowód osobisty, prawo jazdy i karty kredytowe z nazwiskiem Piotra Kijanki, a także obrączkę i charakterystyczny zegarek. Prokuratura podała wstępne wyniki sekcji zwłok. Biegły ustalił, że przyczyną śmierci mężczyzny było utonięcie.


********************************* 

Dziękuję


Bardzo wszystkim dziękuje za odwiedzanie mojego bloga.
Za wszystkie wpisy, komentarze i za troskę ale także za pytania...czy ten blog jeszcze żyje..
No cóż, żyje swoim własnym życiem i ma się dobrze.

Mam wiele pracy i wierzcie nie mam czasu na tyle aby tutaj coś opublikować.
Jednak postaram się od czasu do czasu coś wrzucić.

Wszystkich pozdrawiam najcieplej jak tylko mogę...