Zrobiona wczoraj rano ale dopiero teraz mogłam ją opublikować....
..młoda dziewczyna..wysoka..włosy długie...
zbuntowana nastolatka...po kryjomu i w ciszy jak lis knuła ucieczkę zwabiona obietnicami...
nie mówiła nikomu prawdy..kołowała..
to była nieświadoma ucieczka...
w domu jakieś szmery... starzy szurają..
on starszy chłopak...dużo od niej starszy..kręcone włosy..ciemny blondyn..twarz szczupła...niższy od niej..
odebrał ją dwie lub trzy ulice dalej..rozgląda się nerwowo czy za nią ktoś nie idzie..lekko podenerwowana i podniecona tym wszystkim..
później widzę czerwony samochód jak wsiada...nie jest nowy ten samochód...jest w nim człowiek..nie ten ze zdjęcia...
Chłopak-/tak go nazwijmy/--- ten powiedział w swoim domu że jedzie gdzieś na zarobek...
Nie wiem czy ta dziewczyna jeszcze żyje...wczoraj odczuwałam ją jako żyjącą....czuję, że coś jest ukartowane...ale duży szum wokół tego robi swoje....
Słyszę słowa:- coś jest takiego jak dwa życia.....nie wiem co to znaczy...na pewno nie jest to ciąża..
Pytam ją czy ma się dobrze....widzę łzy w jej oczach i na jej twarzy...ale czym są łzy bez ran na duszy....są to łzy szczęścia...
Nie ma jej w Gliwicach...jechali tym samochodem około 30-45 minut... mijają las i jakiś pomnik..on stoi przy drodze po lewej stronie jezdni...ten pomnik to jakby mężczyzna klęczący na jednym kolanie z głową pochyloną do przodu... nie widzę nazw mijanych miejscowości, widzę tablicę rejestracyjną auta...ale nie widzę całej..staram się zobaczyć co na niej pisze...xxxx--dalej nie widzę..
..staram się zobaczyć gdzie jest...widzę takie zamknięte podwórko.. wokół bloki i brama..na bramie popatrzyła na nr: xx...biały napis na niebieskiej tabliczce...
Jej się udało żyje...znalazła ją Policja....dzięki Bogu....